piątek, 13 grudnia 2013

Prolog: Shawn

Shawn był zawiedziony jakością wiadomości podawanych w brukowcach ostatnimi czasy. Początkowo nadchodzącą apokalipsą nazywały epidemię tylko mniej oblegane gazety, należące do tego rodzaju pisemek, które wydrukują wszystko, byle słupki z ilością sprzedanych egzemplarzy podskoczyły w górę. Jednak teraz, kiedy czytał te same bzdury w naprawdę poważanych przez ludzi magazynach, nie mógł uwierzyć w to, że nawet ci wydawcy postanowili tak żałośnie zwiększyć liczbę czytelników. Widocznie konkurencja stała się zbyt silna i w końcu także oni puścili w ruch tandetne teksty, mające wywołać kontrowersje i panikę wśród ludności.
Zdegustowany niekompetencją współczesnych mediów wyrzucił gazetę na tył samochodu i spojrzał na kobietę siedzącą na miejscu pasażera. Kristen spoglądała co chwilę nerwowo na urządzenie nagłaśniające, leżące tuż obok skrzyni biegów i skubała paznokciami drzwi. Normalnie poprosiłby, żeby przystała niszczyć jego własność, ale tym razem zrobił wyjątek. Miała pełne prawo do bycia zdenerwowaną, zważywszy na nieciekawą sytuacją, w której znalazł się jej mąż.
- Niech się pani uspokoi – powiedział najbardziej stonowanym głosem, jaki znalazł w swoim repertuarze. – Mężowi nic nie grozi. Pluskwa została ukryta w bardzo dobrym miejscu. Nie ma możliwości, żeby ktokolwiek ją znalazł.
Kristen odwróciła się w jego stronę z takim przerażeniem w oczach, jakby przed chwilą wygłosił coś zupełnie odwrotnego, ale opanowała się i odrzekła:
- Pewnie ma pan rację… Postaram się… wyluzować.
Zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów, aby wyrównać tętno, po czym wygodniej usadowiła się w fotelu i ponownie zwróciła wzrok w stronę urządzenia. Tym razem była jednak spokojniejsza i nie zdrapywała już wcale nie taniej skóry z cudzego mienia.
Shawn patrzył na nią jeszcze chwilę ze szczerym współczuciem w oczach i w sercu, po czym podkręcił odbiornik i spojrzał na blok mieszkalny, znajdujący się kilkadziesiąt metrów przed nimi. A dokładniej – w okno pokoju na pierwszym piętrze, w którym świeciło się światło. Właśnie tam kilka tygodni temu przyjęła go Kristen, kolejna klientka podejrzewająca męża o posiadanie kochanki. Przeważająca większość tego typu spraw w jego dotychczasowej karierze detektywa kończyła się zdemaskowaniem oszusta i najczęściej rozwodem. Albo bardzo długą, trudną i naprawdę głośno krzyczaną rozmową z drugą połówką. Czasami zdarzały się jednak ciekawe wyjątki. Początkowo wyglądające dokładnie tak samo, jak nudna reszta, po pewnym czasie okazywały się zadaniami trudnymi, a zarazem ekscytującymi.
Dokładnie tak było w tym przypadku. Po tym, jak kobieta zaparzyła mu i sobie herbatę, zaczęła opowiadać o braku chęci męża na seks, zbywaniu pieszczot żony odepchnięciami, unikaniu rozmów i znikaniu coraz większych ilości pieniędzy ze skrytek w mieszkaniu. Mowę miała twardą i zdecydowaną, choć błyszczące oczy przekazywały mu całkowicie sprzeczne emocje. Oczywiście, przyjął sprawę, jak zazwyczaj czynił. Wtedy jeszcze nie wiedział, że nareszcie – od kilku miesięcy posuchy – bierze się za coś, co może znacznie wpłynąć na popularność jego agencji. Historię na miarę kolejnego epizodu przygód jakiegoś telewizyjnego detektywa.
Pierwsze wątpliwości przyniosło zachowanie mężczyzny w pracy i w innych miejscach, po których poruszał się bez żony. Wiecznie nerwowy, niski właściciel firmy bał się własnego cienia, wzdrygał za każdym razem, kiedy ktoś łapał go za ramię od tyłu, myślami zdawał się być całkowicie gdzie indziej. Odbierał mnóstwo dziwnych telefonów, sprawiających, że stawał się jeszcze bardziej zdenerwowany, o ile było to w ogóle możliwe. Momentem przełomowym okazało się zostawienie pliku pieniędzy przy koszu na śmieci w niezbyt ciekawej okolicy, które odebrał łysy dryblas. Życiem Shawna nie rządziły stereotypy, ale w tym przypadku mógł ślepo strzelać, że mąż wdał się w interesy z jakąś małomiasteczkową bandą chuliganów o ilorazie inteligencji wprost proporcjonalnym do doświadczenia w przestępczym fachu.
Kurier zaprowadził go prosto do „kryjówki” jego szajki, co tylko utwierdziło detektywa w przekonaniu o umiejętnościach zawodowych młodzieńców. Kiedy tylko ci wstawili się wystarczająco, żeby późnym wieczorem wyjść na miasto i znaleźć na ulicy dzisiejszych nieszczęśliwców, pobiegł do piwnicy, otworzył niezabezpieczone drzwi wytrychem i wślizgnął się do środka. Oczom Shawna ukazało się zagracone bezużytecznymi bądź zepsutymi rzeczami pomieszczenie, w którym jedyne w miarę uporządkowane miejsca stanowiły półka pełna zgrzewek alkoholu i stół z leżącymi nań torebkami metaamfetaminy. Paradoksalnie ucieszył się z tego widoku, jak nigdy dotąd, natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować dosłownie wszystko, co mogłoby mu się przydarzyć. Jak widać, w dzisiejszych czasach za produkcję narkotyków brali się nie tylko chemiczni entuzjaści o skrzywionym kręgosłupie moralnym, ale i najgorsi wychowankowie, jakich mógł wyobrazić sobie przeciętny nauczyciel.
O wszystkim poinformował swoją klientkę. Co ciekawe, do pewnego stopnia odetchnęła z ulgą, co dało mu do zrozumienia, że kobieta bardziej obawia się zdrady i wyboru innej niż zatargów męża z miejscowymi narkotykowymi szajkami. Dalsze śledztwo wykazało problemy finansowe firmy mężczyzny. Jego staromodna myjnia samochodowa przeżywała prawdziwy kryzys, od kiedy w okolicy pojawiła się nieporównywalnie bardziej zmechanizowana i atrakcyjna dla oczu konkurencja, więc potrzebował gotówki na jej unowocześnienie, której – jak na ironię – przybywało coraz mniej. Wtedy zdecydował się zasięgnąć pożyczki u tych nieprzyjemnych typów. Budynek udało mu się wyremontować, ale polerowanie cudzych pojazdów nie było zajęciem, pozwalającym na szybkie zdobycie dużej ilości pieniędzy. Potrzebował czasu, z tym że odsetki rosły, a chuligani coraz bardziej się niecierpliwili. Oddawał im ją w ratach, ale – jak to zwykle bywało w kontaktach z tego typu wierzycielami – chcieli jej więcej, nawet więcej niż zakładał procent.
Wtedy kobieta się przestraszyła. Poprosiła Shawna o przekazanie sprawy policji. On jednak stanowczo odmówił. Dobrze wiedział od znajomych po fachu, że ci zawsze przypisywali sobie wszystkie zasługi, a on, jako podrzędny, niepopularny detektyw, ostatecznie zostałby z niczym. Oczywiście, tego jej nie powiedział. Przedstawił szczegółowy plan i usprawiedliwił samodzielne działania aktualnymi problemami miejskich służb w postaci tej nierealnej epidemii rodem z filmów science-fiction. Regularnie trąbili o tym w wiadomościach, więc po długich przekonaniach wreszcie pozwoliła mu zrobić to po jego myśli.
Tak naprawdę problemy męża zeszły wtedy na dalszy plan. Shawn wciąż chciał pomóc rodzinie wrócić na właściwe tory i zamknąć ten ciężki rozdział, ale jednocześnie widział ogromną szansę dla swojej kariery. Zamierzał nie tylko rozbić narkotykową bandę. Chciał znaleźć ludzi, którzy zajmowali się rozpowszechnianiem towaru, a to była już znacznie wyższa klasa przestępcza. Wiedział, że nie będzie to łatwe, jednak ani przez chwilę nie pomyślał nawet o przekazaniu sprawy innym służbom. Coś takiego mogło naprawdę podnieść prestiż jego agencji.
Wymyślił więc prosty, ale sprawiający wrażenie skutecznego plan. W notatniku męża odnalazł datę przekazania kolejnej raty z dopiskiem „mieszkanie”. Bandyci działali schematycznie, jak w głupich filmach akcji, na których pewnie się wzorowali. Po odbieraniu pieniędzy spod śmietników przyszedł czas na złożenie wizyty w domu zadłużonego. Bezpośrednia konfrontacja pozwala bowiem na zastraszenie nieszczęśnika oko w oko, co działa znacznie skuteczniej niż pogróżki wysyłane na papierze czy anonimowe rozmowy. Na całe szczęście byli wystarczająco głupi, żeby zrobić to w bloku mieszkalnym, a nie na bezludziu czy w jakiejś opuszczonej dzielnicy. Niejako poszli mu na rękę, dzięki czemu z łatwością założył pluskwę w pokoju, w którym mąż schował pieniądze przeznaczone na ratę. Nagranie miało być zabezpieczeniem dla niego i rodziny, na wypadek gdyby degeneraci jakimś cudem zdołali go złapać albo poznali się na śledztwie. Przynajmniej oficjalnie, bo tak naprawdę było niewiele warte. Dowody pochodzące z urządzeń szpiegowskich, zakładanych bez zgody prokuratora nie mogły być brane pod uwagę w sądzie, ale oni z pewnością tego nie wiedzieli.
W taki oto sposób znalazł się późnym wieczorem z żoną mężczyzny w samochodzie zaparkowanym kilkadziesiąt metrów od kamienicy, czyli miejsca spotkania męża z członkami szajki.
Wreszcie się pojawili. Wyszli z jednej z bocznych ścieżek i bardzo szybko przeszli chodnikiem po drugiej stronie ulicy. Skręcili dopiero, kiedy dotarli do klatki, w której mężczyzna miał przekazać im pieniądze. Byli wysocy, postawni, dobrze zbudowani. Kristen zacisnęła dłoń na oparciu fotela tak mocno, że żyły wyszły jej na wierzch.
- Tylko spokojnie – powiedział wolno Shawn, choć jemu także szybciej zaczęło bić serce. – Nie ma powodów do obaw.
Po chwili drzwi wejściowe się otworzyły i mężczyźni zniknęli w progu. Detektyw i kobieta skierowali oczy w kierunku odbiornika, z którego kilkadziesiąt sekund później zaczęły wydobywać się przytłumione odgłosy rozmowy dobiegającej z dalszych pokoi. Wreszcie jednak usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, a słowa stały się na tyle wyraźne, że dało się je zrozumieć.
- Gdzie jest twoja dupa, Ron? – zapytał jeden z bandytów męża i zaśmiał się z własnego tekstu.
- Żona jest na aerobiku – dłużnik odpowiedział bardzo szybko i niedbale. Nie trzeba było go widzieć, żeby stwierdzić, że jest bardzo zdenerwowany. – Nie będzie jej jeszcze około godziny.
- To się dobrze składa – powiedział drugi wyjątkowo niskim głosem. – Mamy trochę czasu dla siebie, jeśli kapujesz, o co mi chodzi.
- Dobra, koniec żartów – znowu odezwał się pierwszy, tak jakby którekolwiek z dotychczasowych słów można było uznać za zabawne. – Gdzie jest forsa?
- Schowałem ją w szkatułce – wybełkotał mąż.
Shawn zamarł. Kristen także zesztywniała ze strachu. Dlaczego mężczyzna przeniósł pieniądze?
- Czy w jakikolwiek sposób dała pani do zrozumienia mężowi, że wie, gdzie trzyma kolejną ratę? – zapytał cicho, jakby bojąc się, że wierzyciele mogą ich usłyszeć, swoją roztrzęsioną towarzyszkę, a ta pokręciła głową. – Proszę się skupić, to bardzo ważne.
Po chwili zastanowienia zamknęła oczy, a spod jej powiek wypłynęły łzy.
- Mógł mnie zauważyć, gdy oglądałam skrytkę…
Shawn zaklął pod nosem, Otworzył schowek w samochodzie, wyciągnął z niego broń i położył na kolanach. Nie umknęło to uwadze kobiety, która spojrzała na niego śmiertelnie wystraszona swoimi szklistymi oczami. Nic jednak nie powiedziała, a on nie uznał za konieczne cokolwiek wyjaśniać.
Usłyszeli dźwięk otwieranego wieka szkatułki, które skrzypiało niemiłosiernie, a chwilę później odgłos przypominający szelest papieru, co oznaczało, że mężczyzna wyciągnął już pieniądze. Shawn poczuł na ciele gęsią skórkę. Atmosfera w samochodzie była tak gęsta, że można było ciąć ją nożem.
- Są i pieniążki – zaśmiał się pierwszy z bandytów. – To nie było takie trudne, co, dziadziuś? Jeszcze kilka rat i może spłacisz swoje długi. No chyba, że obecna twarzyczka twojej dupy przestała ci się podobać i chcesz, żebyśmy nieco ją poprawili?
Shawn w myślach odetchnął z ulgą.
- Czekaj, gruby! – powiedział drugi. – Coś zauważyłem… Dawaj no tu szkatułkę, Ron! – Odbiornik zarzęcholił niczym nastrajane radio, po czym ponownie jakość dźwięku się ustabilizowała. – O kurwa, gruby, patrz na to! Ty gnoju, próbowałeś nas… - Urządzenie straciło zasięg.
Fałszywa nadzieja pękła niczym bańka mydlana. Shawn wyłączył odbiornik, złapał za pistolet i wysiadł z samochodu. Zanim zamknął drzwi, powiedział jeszcze do Kristen:
- Proszę tu zostać! Niech pod żadnym pozorem nie wychodzi pani na zewnątrz!
- Co się dzieje?! Niech mi pan powie, czy mojemu mężowi…
Ale on już jej nie słuchał. Zatrzasnął drzwi, przyjął pozycję strzelecką i pobiegł w stronę bloku. Wpadł do klatki i rzucił się w stronę schodów, przeskakując co drugi stopień. Pędził tak szybko, jak tylko mógł, ale było już za późno. Kiedy znalazł się na ich szczycie, usłyszał huk wystrzału. Zaklął pod nosem. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze, jednak powstrzymał mdłości, minął mieszkanie i ustawił się przy ścianie, która miała posłużyć mu za osłonę. Kiedy tylko zobaczył, jak jeden z przestępców wychodzi z pokoju, wystrzelił dwukrotnie w jego kierunku i ukrył się za przeszkodą. Odpowiedziano trzema strzałami. Pierwszy wybił okno, reszta zrobiła dziury w ścianie.
- Kurwa, kto to? – usłyszał.
- Nie wiem, do kurwy nędzy, chyba pies.
- Ja pierdolę… co robimy?
Shawn ponownie strzelił w kierunku mieszkania. W głowie miał już ułożony plan. Zamierzał zadzwonić na policję, a do tego czasu jak najdłużej przytrzymać ich na miejscu zbrodni. Niech szlag trafi tę robotę, przed chwilą pośrednio przez niego prawdopodobnie zginął człowiek. Czuł potrzebę zadośćuczynienia i był gotowy zablokować przestępcom drogę własną piersią. Jak ten koszmar się skończy, odetnie się od sprawy. Jednak wygodniej jest, kiedy zadania są łatwe i niestresujące. A przede wszystkim, gdy za jego błędy nie płacą niewinni ludzie.
Już zamierzał wycofać się za osłonę, ale zobaczył coś, a raczej kogoś i momentalnie cały naprędce przygotowany plan legł w gruzach.
- Słyszałam strzały – powiedziała zapłakana Kristen, stojąc na szczycie schodów, tuż przy drzwiach wejściowych do jej mieszkania. – Co się stało mojemu mężowi?! Proszę mi powiedzieć, że on żyje!
Shawn dawał kobiecie rozpaczliwe znaki, żeby cofnęła się i uciekła stąd, póki wciąż miała na to szansę. Na przekór jego błaganiom zrobiła niepewny krok do przodu, a wtedy było już za późno. Wielka ręka owinęła się wokół szyi Kristen. Jeden z bandytów, ten znacznie potężniejszej budowy, z blizną na twarzy, wyszedł z pokoju, zasłaniając się nią niczym żywą tarczą. W drugiej ręce trzymał wycelowany w Shawna pistolet.
- Wyjdź stamtąd grzecznie, a tej miłej pani nic się nie stanie. O tak, doskonale – powiedział, widząc, jak detektyw wychodzi zza ukrycia z rękami podniesionymi do góry. – Żadnych fałszywych ruchów. A teraz puść tę pukawkę, do niczego już ci się nie przyda. – Posłusznie położył broń na ziemi. – Gruby!
Z mieszkania wyszedł drugi, faktycznie niezbyt szczupły osobnik. Podszedł do Shawna i bezceremonialnie uderzył go w twarz, wpierw biorąc spory zamach.

Mężczyzna obudził się już w pokoju. Oblizał zaschnięte wargi i poczuł w ustach smak krwi, więc odruchowo pomacał się po twarzy. Wyglądało na to, że miał złamany nos, bo jego kształt nie bardzo mu się zgadzał. Na dodatek cholernie bolało, kiedy go dotykał. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka wyglądało dosyć normalnie. Ot, zwykłe, nieco staromodne mieszkanie niezbyt zamożnej rodziny. Tylko, że przeważnie w takich nie widywało się zwłok gospodarza z przestrzeloną głową, leżących obok wywróconego stołu, ze zrozpaczoną żoną łkającą na piersi martwego ukochanego. Ten obraz chwycił Shawna za serce, ale musiał myśleć trzeźwo pomimo bólu głowy, który pulsował w środku czaszki, jak licznik zegarowy. Po chwili zlokalizował dwójkę bandytów. Rozmawiali, żywo gestykulując, kilka metrów od nieszczęśliwej rodziny. Pistolety leżały na kredensie komody, tuż obok nich.
- Kurwa, zaraz będzie tu psiarnia. Musimy coś z nimi zrobić – powiedział „gruby”.
- Właśnie to ci ciągle powtarzam – odrzekł drugi i palnął go w głowę. – Kulka w łeb każdemu z osobna i zmywamy się stąd.
- Stary, pojebało cię? Najpierw kropnąłeś dziadziusia, który wisiał nam kasę, a teraz zamierzasz też zabić jego żonę i jakiegoś chojraka? Nie chcę wylądować w pace za to, że nie potrafisz utrzymać palca na spuście!
- A masz jakieś inne rozwiązanie, do kurwy nędzy?! Jak ich tu zostawimy, to sami pójdą do psiarni i wsadzą nas do pierdla!
Gruby wciąż nie był przekonany. Kręcił głową i mamrotał coś pod nosem.
- Gruby, gruby… posłuchaj mnie przez chwilę. Zabierzemy ze sobą broń i rzeczy, na których zostawiliśmy ślady. Policja nic nie wywęszy, mówię ci. Tylko, kurwa, musimy zrobić to szybko, bo tracimy czas, a sąsiedzi na pewno wykręcili już alarmowy.
- Nie, stary, nie wchodzę w to – stanowczo pokręcił głową. – Znajdziemy inne rozwiązanie.
- Pierdolony mięczak. W takim razie sam to zrobię.
Po tych słowach ten lepiej zbudowany złapał za pistolet Shawna i odepchnął na bok grubego, który poleciał na ścianę, przy okazji zbijając stojącą przy niej doniczkę. Następnie podszedł do Kristen, wycelował w jej plecy i bez żadnego ostrzeżenia oddał dwa strzały. Pierwszy sprawił, że mięśnie kobiety puściły, kolana odmówiły posłuszeństwa i położyła się, jak długa, na podłodze. Drugi po prostu dobił wpółżywą ofiarę. Usiłował wycelować także w detektywa, ale wtedy gruby podniósł się na nogi i uderzył go w twarz.
- Coś ty, kurwa, najlepszego zrobił?!
Szarpali się chwilę. Mięśniak próbował utrzymać pistolet w dłoni, tymczasem ten drugi starał się mu go wyrwać. W końcu jednak siła zwyciężyła, pierwszy wyciągnął rękę z uścisku, po czym walnął grubego rękojeścią broni. Partner odsunął się na bok i chwycił za krwawiący nos, kołysząc się lekko.
- Za to, co dzisiaj odwalasz, jesteś skończony, gruby! – powiedział dryblas, wskazując na niego palcem. – Kiedy tylko posprzątamy ten bałagan, pójdę do Martina i wylecisz z grupy na zbity pysk! We łbie ci się poprzewracało od szkła, tyle ci powiem!
Wycelował lufę w Shawna. Już miał strzelić, kiedy Kristen niespodziewanie ożyła, chwyciła grubego za nogę i wbiła zęby prosto w jego łydkę. Krzykom bólu bandyty towarzyszyły przerażające dźwięki rozrywanych uściskiem szczęki ścięgien i mięśni. Oboje nie mogli uwierzyć w to, co właśnie się wydarzyło, ale tylko jeden z nich zachował bystrość umysłu. Gdy niedoszły oprawca zawahał się wpół obrotu w stronę kolegi, detektyw natychmiast wykorzystał okazję. Zerwał się z podłogi i chwycił za pierwszą, ciężką rzecz z brzegu – w tym przypadku krzesło. Dryblas strzelił, jednak nie trafił, zbijając tylko lampę po drugiej stronie pokoju. Za to Shawn wziął potężny zamach i zdzielił przeciwnika meblem po głowie. Jedna z drewnianych nóg złamała się pod wpływem uderzenia, ale efekty były tego warte. Wierzyciel upadł na podłogę z rozciętą twarzą, choć i tak się nie poddawał, próbując wymierzyć ponownie. Detektyw jeszcze raz użył krzesła, po czym odrzucił je na bok i docisnął butem nadgarstek, w którym dryblas trzymał pistolet. Ten jęknął z bólu w akompaniamencie łamiących się kości. Shawn sięgnął po pistolet, wycelował i instynktownie strzelił prosto w głowę zabójcy, uciszając go na zawsze.
Następnie odwrócił się w stronę kolejnego, nieznanego zagrożenia. Leżące ciało kobiety, tym razem już naprawdę martwej, sugerowało, że drugi z bandytów w końcu się z nią uporał. Ścieżka z krwi i resztek mięśni, którą wyznaczył, czołgając się po podłodze, prowadziła prosto pod sąsiednią ścianę, gdzie też właśnie przebywał, wyjąc i tuląc do siebie resztki nogi. Shawn niewiele się namyślał. W myśl zasady „Zabij, zanim on zabije ciebie” podszedł do grubego, przyłożył mu lufę do głowy i nacisnął spust. Kula rozsadziła jego czaszkę, ochlapując ścianę oraz ubranie i twarz detektywa krwią zmieszaną z resztkami mózgu.
W pokoju zrobiło się nieznośnie cicho. Ilość adrenaliny w żyłach Shawna gwałtownie zmalała. Zabezpieczył broń i zatknął ją za pasek z tyłu spodni. Potem wytarł twarz czystym rękawem, niemalże nie wymiotując, kiedy poczuł słoną, ale gęstą substancję na języku. Splunął na podłogę, roztarł ślinę butem, po czym podszedł do ciała kobiety. Przed chwilą zabił dwoje ludzi. Oczywiście, to też ciążyło mu na sercu, jednak nie aż tak bardzo, jak tragedia tego małżeństwa, do której doszło tylko i wyłącznie z powodu chorych ambicji nadgorliwego karierowicza. Gdyby wtedy zdecydował się przekazać sprawę policji, prawdopodobnie teraz Ron i Kristen jedliby wspólnie kolację przy świecach, szykując się do kolejnej nocy. Chociaż… w świetle tego, co przed chwilą się wydarzyło, nie mógł być tego taki pewien. Wyglądało na to, że oskarżenia lokalnych dziennikarzy o brak kompetencji okazały się bezpodstawne. Wirus był naprawdę silny i, patrząc na kończynę chuligana leżącego pod sąsiednią ścianą, cholernie niebezpieczny.
Dokładnie obejrzał rany na ciele kobiety. Szukał tej, która zdołała powstrzymać dalsze napady choroby. Z tego, co pamiętał, dryblas oddał dwa strzały, z czego oba utkwiły w plecach ofiary. Pomimo tego, bakteria przywróciła ją do życia i zmusiła do ataku. Przejechał palcami po jej plecach, następnie szyi, aż w końcu dotarł do włosów. Odgarnął je na bok i sprawdził, skąd wycieka krew. Dziura postrzałowa w głowie.
Mężczyzna wstał i spojrzał na pozostałe ciała. A więc właśnie przestrzelenie mózgu było kluczem do unicestwienia wirusa. Każda z pozostałych osób śmiertelny strzał otrzymała w głowę, dlatego żadna z nich nie podniosła się z powrotem na nogi i nie zaatakowała żyjących. Rozwiązanie rodem z tandetnych horrorów okazało się być skuteczne także w rzeczywistości. Ciarki przeszły po skórze detektywa. W końcu nie wytrzymał. Zgiął się wpół i zwymiotował prosto na podłogę. Zawartość żołądka zwracał bardzo długo, w jego przekonaniu nawet kilkadziesiąt minut. Kiedy w końcu poczuł się naprawdę pusty, wstał, zabrał broń (nie tylko swoją) i wyszedł z mieszkania. Szedł w stronę samochodu. Normalnie pewnie zadzwoniłby po policję, bo wyglądało na to, że żaden z sąsiadów tego nie zrobił. Być może oni także nie żyli. Albo już dawno wyjechali z tego owładniętego epidemią miasta. Jednak normalnie zwłoki nie wstawały z powrotem do życia, a to – jego zdaniem – usprawiedliwiało brak powiadomienia odpowiednich służb.
Wsiadł do samochodu, odpalił go, wyjechał na ulicę i skierował się prosto w stronę swojego mieszkania. Plan miał prosty: umyje się, spakuje, zabierze ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy i wyjedzie stąd, zanim będzie za późno. Zanim jego dopadną potwory, których ciałem zawładnął wirus.
I z całej siły postara się zapomnieć o tym, co się tu wydarzyło.

2 komentarze:

  1. Jejku, genialne! Tyle krwi i w ogóle... nie oglądałam TWD, bo czasu nie miałam i wolałam się zająć animcami szczerze mówiąc, ale z miłą chęcią przeczytam taką krwawą miazgę o zombiakach, bo ja nawet wolę czytać niż oglądać (choć za oglądanie też bym się wzięła, gdybym tylko chciała :/) xd

    Pomimo tylu trudnych słów (jak dla jakiegoś... bardzo małego, lub po prostu nieczytającego porządnych książek, dziecka) bardzo łatwo się czyta, nie każdemu to wychodzi. Podziwiam!

    Teraz tylko czekać na następny prolog postaci, chyba, że będzie to prolog ogólny całego opa - wtedy z jeszcze większą przyjemnością niż dotychczas wezmę się za jego czytanie. A może tak od razu wstawisz pierwszy rozdział?

    xoxo
    Sakura

    PS Popieram więźniów z prologu Harry'ego - piosenki są beznadziejne. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PSx2 Na zapytaju "Animka ♥" tak tylko, żebyś wiedział, że jednak się wzięłam za czytanie XD

      *Horny, chodziło o prolog Horny'ego, nie Harry'ego x.x

      Usuń